Piława – przesmyk wydarzeń?

Debata - Listopad 2016

Są w Prusach miejsca jak soczewki – cieśniny, którymi przenikają skupione  strumienie historii. I choć Krzyżacy zainaugurowali podbój nadbałtyckiej krainy, wkraczając lądem od południa, to głównie morzu zawdzięczali utrzymanie się na zdobytym terytorium. Przybywający na pokładach hanzeatyckich statków koloniści dzięki morskim szlakom uzyskiwali niezbędne zaopatrzenie. Fale Bałtyku były też drogą odwrotu i możliwością ucieczki – aż po 1945 rok.

Określnik

 Piława ma szczęście. Mogłaby się nazywać np. Sowietsk, Krasnoje, Kalininskoje lub Pobiedino. Najstarsi mieszkańcy okolicy –  Sambowie – oznaczyli ją pojęciem odwołującym sie do założenia obronnego. Grodzisko w tym newralgicznym punkcie potrzebne było pruskiemu plemieniu z obawy przed ewentualnością wtargnięcia obcych do najbardziej bursztynodajnego kraju na świecie.  Obecnie poniemieckie Pillau jest „Bałtijskiem”. Imię dawnego awanportu Królewca nawiązuje przynajmniej do akwenu, w którym wzburzony Neptun wywoływał nawałnice skutkujące narodzinami głębin. Te zaś umożliwiały żeglugę. Mitologiczny władca  kilkukrotnie uderzał trójzębem – najwcześniej w 1376 roku – o wąski pas zrastającej się nieustannie w pobliżu Sambii mierzei. W 1479 roku  próbował  – uruchamiając czterodniowy sztorm – przeciąć piaszczysty wał, ale skutecznie uczynił to dopiero na zakończenie pierwszej dekady XVI wieku. Gdyby nie wyjątkowej siły szkwał z 1510 roku państwo administrowane współcześnie z Kremla nie miałoby najdalej na zachód wysuniętego miasta i portu.  Eksklawa, a właściwie rosyjska posiadłość wojskowa, nie dysponowałaby przystanią, w której kotwiczy jej  wojenna flota.

Neptun, rozrywając w różnych miejscach i odległych czasach Mierzeję Wiślaną, mieszał słone wody Bałtyku ze słodką zawartością Zatoki Świeżej. Renesansowa Europa nie zdobyła się na delegowanie ekologów. Nikt nie oprotestował niszczycielskiej działalności rzymskiego bożyszcza. Panowały wówczas zgoła odmienne od dzisiejszych tendencje. Gdy w Italii na nowo odkryty antyczny panteon służył pisarzom wzbogacaniu retorycznych figur, armatorzy z Gdańska, Królewca, Elbląga i Braniewa skrupulatnie liczyli pieniądze. Od długości toru morskiego  wiodącego na otwarte morze, w tym wysokości opłat za przejście cieśnin, zależała kupiecka prosperity.

 

November 1918

 

Epilog “wielkiej wojny białych ludzi” – rewolucja listopadowa w Niemczech, znalazł również swoje odbicie w piławskim porcie. Marynarze – ostatnia nadzieja kajzera na zwycięstwo, nie mieli już ochoty opłacać własnym życiem imperialnych ambicji II Rzeszy. O buncie w Kilonii – rebelii rozpoczętej 3 listopada 1918 roku – żołnierze skoszarowani wtedy w Piławie dowiedzieli się dosyć szybko. Po pięciodniowej żegludze dopłynęła tu podwodna łódź z załogą wierną cesarzowi. Wilhelm II, nie mający już realnego wpływu na własny sztab, być może wzorem, ustępującego przed Napoleonem swego poprzednika – Fryderyka Wilhelma III,  zamierzał schronić się we wschodniopruskiej prowincji. Na pewno liczył, że może będzie jeszcze panować przynajmniej tutaj. Jako Hohenzollern posiadał bowiem nie tylko tytuł cesarski, ale i królewsko – pruski.

Było jednak za późno. Wydarzenia potoczyły się lawinowo. W Królewcu 9 listopada powołano do życia radę delegatów robotniczych i żołnierskich. Dzień później tak samo uczyniono w Piławie. W tym samym czasie Wilhelm II wyjeżdżał już z kwatery wojennej w belgijskim Spa. 11 listopada w Compiegne wilhelmińskie Niemcy skapitulowały. Dla wschodnioprusaków ich władca skompromitował się całkowicie – nie dość, że nie zginął na polu walki, jak tysiące  bliskich  im osób, to jeszcze szukał ocalenia na obcej ziemi.  Wilhelm II skwapliwie skorzystał bowiem z azylu udzielonego mu przez neutralną Holandię.

Tak więc, po okresie  przesilenia, gdy w Niemczech zdławiono komunistyczną rewoltę, a z masztu w Piławie zdjęto czerwony sztandar, nie kajzer lecz socjaldemokratyczny prezydent Republiki Weimarskiej  przepłynął przez cieśninę, kierując się do Królewca. Wizyta Fryderyka Eberta miała miejsce w 1920 roku. Dwa lata później nad piławski przesmyk wybrał się twórca pojęcia Dolchstossu  (cios wbity armii niemieckiej w plecy) – Paul von Hindenburg.

Koniec drugiej dekady XX wieku przeistoczył port w Piławie w rodzaj theatrum. Mieszkańcy, niewielkiego wszakże, nadbrzeżnego osiedla oglądali wypływające stąd parostatkami ogromne tłumy  byłych jeńców, głównie Rosjan i Francuzów. Wkrótce patriotyczna gorączka sprowadziła na tutejsze wody statki i okręty wypełnione tysiącami uczestników wymyślonego w Wersalu głosowania. Mobilizacja Niemców sięgała zenitu, w mieście budowano bramy tryumfalne. Witały one rodaków, którzy kartką plebiscytową zamierzali zastopować polskie zapędy terytorialne w kierunku Warmii, Mazur, Powiśla i Górnego Śląsku. Jak się okazało rodząca się Rzeczpospolita, choć niewiele zyskała na wersalskim pomyśle, to przynajmniej jej opór w wojnie z bolszewikami dostarczył piławskiemu portowi nową kategorię pasażerów. Do “ojczyzny światowego proletariatu” wracali żołnierze Robotniczo – Chłopskiej Armii Czerwonej. Znaleźli się w Prusach Wschodnich, nie wytrzymując konfrontacji z nacierającymi oddziałami polskiego wojska. Polacy bronili świeżo zdobytej niepodległości.

 

Aspekt polski

 

Najbardziej bodaj wyraziste okoliczności wiążące Piławę z Rzeczpospolitą miały miejsce w XVII wieku. Wówczas, podczas kolejnej odsłony wojen polsko – szwedzkich,  6 czerwca 1626 roku, armada króla ze Sztokholmu wylądowała na wybrzeżu Prus Książęcych, rozpoczynając,  właśnie od Piławy, napaść na ziemie pozostające pod zwierzchnictwem Zygmunta III. Szwedom udało się utrzymać piławski port niemal przez całą dekadę, na dodatek czyniąc z niego główny przyczółek do kolejnych akcji wymierzonych w Polskę. Gustaw II  Adolf postanowił umocnić się w Sambii, rozpoczynając tu budowę twierdzy.

Agresję Szwedów na południowo – wschodnim wybrzeżu Bałtyku zamierzał powstrzymać polski dynasta z rodziny Wazów – Władysław IV. By osiągnąć cel, syn Zygmunta III planował wypróbowanie niespotykanego w tych okolicach rodzaju wojska. Na wody Zalewu Wiślanego kazał sprowadzić oddział kozaków zaporoskich. Ci zaś, w pobliżu Piławy, zaatakowali i złupili jeden ze szwedzkich okrętów. Wojnę przerwał, zawarty w 1635 roku, rozejm w Sztumskiej Wsi. Układ oddalał konfrontację polsko – szwedzką  na  dwadzieścia lat.

Po odejściu  Szwedów Piława stała się pruskim garnizonem. Strategiczne i ekonomiczne znaczenie cieśniny skłaniało stronę polską do czynienia starań o bezpośrednie podporzadkowanie sobie przesmyku. Dążeniom Rzeczypospolitej różnymi wybiegami przeciwstawiał się jej lennik – książę pruski i elektor brandenburski w jednej osobie – Jerzy Wilhelm. Ostatecznie obie strony podzieliły się dochodami z opłat tranzytowych i tutejszej komory celnej.

W XIX wieku port w Piławie ponownie nabrał pewnego znaczenia w związku ze sprawami polskimi. Otóż, latem 1832 roku władze pruskie zdecydowały wyekspediować  drogą morską do Francji grupę około 160 byłych powstańców listopadowych. Polscy żołnierze, pochodzący  głównie z korpusów litewskich, po zakończeniu internowania, stąd udawali się na tułaczkę.

Piława niewątpliwie była miejscem pożegnań, również w następnym stuleciu. Zakończenie II wojny światowej w okolicach  portu, a właściwie bazy Kriegsmarine (szkolono w niej m. in. załogi U – bootów),  przypominało apokalipsę. Ewakuację wojska i ludności cywilnej z obszaru wschodniopruskiej prowincji władze III Rzeszy realizowały w ramach operacji “Hannibal”. Wymuszone sytuacją na froncie olbrzymie przedsięwzięcie transportowe  uruchomiono pod koniec stycznia 1945 roku.

 Stalin nie mógł się już wtedy doczekać, by wojska Armii Czerwonej trwale opanowały newralgiczny fragment Prus Wschodnich – terytorium  z wygodnym wyjściem na Bałtyk.  Sowieci zamierzali przekształcić  zdobyty kraj w bastion własnych wpływów w tej części Europy. Z Polską podzielili się nim wedle własnego życzenia. Arbitralnie rozstrzygnięto przebieg linii granicznej. Ustanowiony w strefie Zalewu Wiślanego stan rzeczy z całą wyrazistością ukazywał wasalne podporządkowanie Warszawy militarnym interesom Kremla.Władze ludowej Polski  serwilistycznie nie kwapiły  się, by o swobodzie przepływu dyskutować cokolwiek z “towarzyszami radzieckimi”.   Wyłącznie od strony sowieckiej zależał ewentualny ruch statków przez cieśninę piławską w kierunku Elbląga. Negocjacje prowadzone z Moskwą  w imieniu III Rzeczypospolitej  na temat uwolnienia żeglugi przez przesmyk również nie przynosiły oczekiwanych rezultatów. Mogły natomiast służyć za papierek lakmusowy ukazujący intencje strony rosyjskiej w stosunku do Polski. Warszawa, decydując ostatnio  o budowie kanału przez Mierzeję Wiślaną, odłożyła tym samym ów lakmusowy papierek do… lamusa.