Prusy – Natangia – Nowosielski

Debata - Sierpień 2017

Jerzy Nowosielski, Chrzest Jezusa W Jordanie
Jerzy Nowosielski, Chrzest Jezusa w Jordanie – cerkiew greckokatolicka w Górowie Iławeckim, fot. Jerzy Necio

 

Bóg rządzi historią[1]co do tego krakauer, jak o sobie mówił, a właściwie Łemko z Krakowa, nie miał najmniejszych wątpliwości. Poza tym historia, jako dziedzina wiedzy nie bardzo go interesowała. Co innego sztuka i teologia – to były prawdziwe pasje. W dostępnych mi książkach nie znalazłem ani jednego fragmentu wypowiedzi Jerzego Nowosielskiego, który odnosiłby się do Prus. Dla błyskotliwych współczesnych historyków, np. dla Andreasa Kosserta, tutejsza ziemia kipi wydarzeniami obrastającymi w różne  mitologie, w tym: niemiecką, polską, litewską, rosyjską…[2] Rdzennej ludności tu nie ma. Obecnie nikt nie jest już w stanie przemówić w jej imieniu. Chyba, że Opatrzność. O czym więc chciała zaświadczyć, dając w mateczniku pogańskiego plemienia czas i miejsce malarzowi ikon?

Prusy

 

Enkolpion to inaczej niewielki napierśnik w formie otwieranego krzyżyka z miejscem na relikwie. Taki właśnie niecodzienny artefakt pochodzący z XII lub XIII stulecia, wykonany z brązu, znaleziony został przypadkowo w 2000 r. w dawnej wsi Leunenburg, obecnie Satoczno w powiecie kętrzyńskim. Gdyby adres znaleziska zapisywać w zgodzie z czasem jego powstania, należałoby podać: ziemia pruskiego plemienia Bartów oddana przez Stolicę Apostolską we władanie Zakonowi Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie. Nie to jest jednak istotne. Relikwiarz, najprawdopodobniej ruskiej proweniencji (widoczna na nim postać to chyba św. Gleb), mimo że przez 700 – 800 lat niewidoczny dla ludzkiego oka, zaświadczał przecież o atrakcyjności sztuki bizantyjskiej dla ludzi Zachodu. Nie wiemy, czy  krzyżacki rycerz  ów  pektorał zgubił przypadkowo, czy też został zerwany z jego szyi w trakcie boju z Litwinami. To właśnie w celu powstrzymania ich najazdów mnisi u zbiegu  Sajny i Gubra zbudowali strażnicę, a następnie zamek Leunenburg (w 1326 r.).

 Ogień ścielący się na styku cywilizacji chrześcijańskiej i  barbaricum rozgorzał na dobre w XIII w. nad południowo – wschodnim Bałtykiem.  Szczęk oręża oznaczający zwarcie christianitas i archaicznych wierzeń słyszalny był w „starszej” Europie już znacznie wcześniej – gdzieś od schyłku epoki starożytnej. Imperium Romanum, które co prawda zgasło w konfrontacji z ludami barbarzyńskim, pozostawiło na Wschodzie widoczną przez długie stulecia własną emanację – Cesarstwo Bizantyjskie. Okazało się ono jednak państwem zhellenizowanym a nie łacińskim. Doskwierające europejskim wyznawcom Chrystusa rozbieżności natury kulturowej uzupełnione o spory teologiczne doprowadziły w końcu do wytworzenia się nowego podziału.  Oprócz frontu chrześcijańsko – barbarzyńskiego powstała wewnątrzchrześcijańska linia sporu. W 1054 r. kardynał Humbert, jako legat papieża, pozostawił w Konstantynopolu na ołtarzu kościoła Hagia Sophia pismo nakładające ekskomunikę  na miejscowego patriarchę – Michała Cerulariusza.

Rozdroże stało się faktem, nie był to jednak zupełny rozłam. 150 lat później doszło jednak do rzeczy gorszych i gorszących. Uczestnicy IV wyprawy krzyżowej zbezcześcili tę największą chrześcijańską świątynię i ustanowili w Konstantynopolu  Cesarstwo Łacińskie (w 1204 r.). Akcja zbrojna łacinników nad Bosforem, nieprowadząca ich do Ziemi Świętej, będąca zaś napaścią chrześcijan na państwo współbraci w wierze, pogrzebała ostatecznie ideę krucjat. Zamknęła także wieko trumny nad obowiązującą ciągle – mimo trudności – ekumenią dwóch gałęzi chrześcijaństwa: rzymskiego i greckiego. Przysporzyła także na przyszłość ogromnych trudności dla wielu społeczności egzystujących w pobliżu wytworzonego w ten sposób religijnego rowu tektonicznego. Słowianie, tworząc własne organizmy państwowe, musieli się opowiadać za jedną bądź drugą wersją chrześcijaństwa. Cóż wtedy, gdy wybór miał zdecydować o życiu pojedynczego człowieka? Nieważny był tu upływ stuleci. Transeuropejska dychotomia uruchomiona zdarzeniami z lat 1054 i 1204 ciągle przecież trwała i wystawiała na próbę. Jak więc podołał jej Jerzy Nowosielski? Urodził się przecież w XX wieku (7 stycznia 1923 r.), ale w rodzinie, gdzie matka była rzymo – , a ojciec grekokatolikiem.

Gdy w Konstantynopolu na tron Cesarstwa Łacińskiego wstępował Baldwin II de Courtenay (1228 r.), bracia – rycerze Zakonu Niemieckiego szykowali się do ofensywy nad Bałtykiem. Dwa lata później rozpoczął się systematyczny podbój plemion pruskich. Wspomagani przez rycerstwo krucjatowe z różnych części Europy krzyżacy odnosili z początku spore sukcesy. Byli narzędziem, jak o sobie myśleli, Bożego planu nawracania. Część Prusów została ochrzczona i poddała sie władzy mniszej korporacji. Tymczasem monarchia łacinników ustanowiona nad Bosforem wyraźnie słabła i znalazła swój kres w roku 1261. Do władzy w Bizancjum powrócili Grecy. Rok wcześniej plemiona pruskie w swojej ojczyźnie przystąpiły do największego z antykrzyżackich powstań. Dla niemieckich rycerzy była to apostazja i wystąpienie synów Beliala. Irredentę zduszono  w 1273 r. Dekadę później krzyżacy opanowali Jaćwież – ostatnią z niezdobytych pruskich ziem. Rycerze – pielgrzymi mogli więc teraz rozpocząć budowę własnego państwa i nadal rozwijać ekspansję w kierunku kolejnych pogan, tj. Litwinów.

Dla Jerzego Nowosielskiego historyczny styk chrześcijańsko – barbarzyński nie był aż tak istotny jak relacje pomiędzy światem zachodnim a bizantyjskim. Dopytywany o to, co Zachód zawdzięcza Bizancjum, odpowiadał: Na tak postawione pytanie właściwie nie ma odpowiedzi. Podkreślam bowiem jeszcze raz, że Bizancjum nie można odseparować od Zachodu. Przecież Bizancjum, przynajmniej w obrębie kultury śródziemnomorskiej, od starożytności  aż do czasów upadku Konstantynopola stanowiło właściwie integralną jedność z Zachodem. Nie ma takiego momentu, w którym właściwie mielibyśmy poczucie, że Bizancjum to jeden określony świat kulturalny, polityczny, religijny, zaś Zachód rzymski – to drugi. Przynajmniej do czasów , kiedy rzymski Kościół wszedł w orbitę wpływów karolińskich i frankońskich, w orbitę wpływów barbarzyńskich najeźdźców, chrześcijański Wschód i Zachód to była jedność zarówno kulturalna, jak i organizacyjna, polityczna i religijna, i wszelka inna. Możemy mówić raczej odwrotnie: we wschodnim cesarstwie zaczyna się wytwarzać swoista odrębność, jakaś inność w stosunku do Zachodu. Ale ogólnie rzecz biorąc, Bizancjum to jedność z Zachodem, przeciwstawiająca się Orientowi, przeciwstawiająca się światu syryjsko – perskiemu, później arabskiemu, aż wreszcie tureckiemu. Jednym słowem, Bizancjum to Zachód[3].

Jerzy Nowosielski, abstrakcyjny element z ikonostasu
Jerzy Nowosielski, abstrakcyjny detal z ikonostasu – cerkiew greckokatolicka w Górowie Iławeckim, fot. Jerzy Necio.

 

Natangia

 

Polska legenda etnogenetyczna powtarzana w różnych zapisach,  m.in. w annałach Kronik Królestwa Polskiego Jana Długosza, informuje nas o Lechu, Czechu i Rusie. Podobną rolę „założycielskiej legendy” w stosunku do ludności pruskiej pełni fragment pochodzącej z XVI w. kroniki Szymona Grunaua.  Mówi się w nim o pierwszym ogólnopruskim władcy o imieniu „Vidowuto”. Miał on podzielić swoją dziedzinę pomiędzy dwunastu synów – jednym z nich był „Nathango”[4]. Określenie „Natangia”, podobnie jak i inne nazwy ziem pruskich odpowiadające terytoriom plemiennym, z pewnością było archaiczne i bardzo trwałe. Dość przypomnieć, że przed Grunauem wymienił je (w 1326 r.) krzyżacki dziejopis Piotr z Dusburga.

Nie ulega wątpliwości, że Prusowie w okresie podboju przez Zakon Niemiecki nie tworzyli jedności politycznej. Wydaje się też, że w stosunku do siebie używali nazw plemiennych i prawdopodobnie posługiwali się zróżnicowanymi dialektami. Natangowie na mapie plemion pruskich zajmowali centralną pozycję. Ich ziemia znajdowała się bezpośrednio na wschód od Zalewu Wiślanego, jednak do jego brzegów nie przylegała. Natangia, jak tłumaczą znawcy przedmiotu – „kraina o spływających wodach”[5], graniczyła z plemienną Warmią (od zachodu), Sambią (od północy) i Barcją (od południa i wschodu). Dla reszty średniowiecznego świata był to kraj nieznany. Trafić tu – do polodowcowej okolicy wypełnionej dziką knieją – można było jedynie rzekami: Łyną lub Pregołą i raczej zimową porą, gdy mróz ścinał  niezliczoną ilość tutejszych mokradeł. Chrześcijańskie misje: Wojciecha Sławnikowica (997 r.) i Brunona z Kwerfurtu (1009 r.) ominęły tę krainę. Niewykluczone, że  pierwszym misjonarzem, z którego oddziaływaniem zetknęli się Natangowie był Chrystian z opactwa w Oliwie, a już z pewnością tymi, którzy  skutecznie przynieśli tu „Dobrą Nowinę”, w takim znaczeniu, że zaczęli przejmować plemienną ziemię,  byli bracia Zakonu Niemieckiego. Uzależnienie Natangii od rycerzy, którzy widzieli siebie w roli nowych Machabeuszy, nastąpiło w drugiej połowie lat 30. XIII w.

Jerzy Nowosielski przybył do Natangii w momencie, gdy nazwa tej ziemi była całkowicie zatarta, a pamięć regionalna nie istniała. Artysta przyjechał z Krakowa do niewielkiego ośrodka na północy województwa olsztyńskiego w 1984 r. Miasto położone w odległości 10 km od granicy ze Związkiem Sowieckim wyróżniało się znacznym odsetkiem Ukraińców, przeważnie grekokatolików, przesiedlonych tu w następstwie deportacji  z 1947 r. W komunizującej się Polsce niemiecki do 1945 r. Landsberg zyskał sztuczną nazwę „Górowo Iławeckie”, a centralny plac municypium ozdobiono imieniem Karola Świerczewskiego. Górowo i jego najbliższe okolice to był jedyny fragment historycznej Natangii, który przypadł Polsce w wyniku podziału Prus Wschodnich po II wojnie światowej.

 Nowosielski nie doświadczył deportacji w trakcie akcji „Wisła”. Wydarzenie to zapamiętał jednak wyjątkowo głęboko. Wspominał świątynię własnego dzieciństwa. Jej wystrój i ikonostas projektował Jan Matejko. Cerkiew unicka, do której chodziłem w Krakowie od dziecka, położona była  przy ulicy Wiślnej. To była cerkiew pod wezwaniem Podwyższenia św. Krzyża, do której przychodzili również prawosławni.(…) W 1947 roku, kiedy zaczęto wysiedlać Ukraińców z Krakowa – część z nic trafiła do obozu koncentracyjnego w Jaworznie – cerkiew przejęli ojcowie saletyni, którzy rok czy dwa lata po jej przejęciu, zresztą wbrew wyraźnemu zakazowi ks. metropolity Adama Sapiehy, w czasie jego nieobecności w Krakowie zburzyli ikonostas i przerobili wnętrze cerkwi nie do poznania…(…)To był jeden z najokazalszych ikonostasów zbudowanych w XIX wieku w ogóle w Europie. Co więcej, na ścianach tej cerkwi były tablice epitafijne z nazwiskami wybitnych unitów. Proboszczowie grekokatoliccy tej cerkwi w XIX wieku byli związani z Uniwersytetem Jagiellońskim. Jednym z proboszczów był ks. Florian Kudrewicz, zmarły w 1834 roku. Był on profesorem Uniwersytetu Jagiellońskiego, długoletnim dziekanem wydziału teologicznego, dwukrotnie rektorem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Miał tam przepiękne epitafium…  Wszystkie tablice zostały wydłubane z murów i wyrzucone[6].

Górowscy grekokatolicy zaprosili znanego w Polsce malarza, po otrzymaniu na własność zniszczonej, poprotestanckiej świątyni, a właściwie najstarszego kościoła w mieście. Starania o odrębny przybytek trwały bardzo długo. Po akcji „Wisła” Kościół greckokatolicki w Polsce nie uległ formalnej likwidacji, ale stracił własne świątynie, hierarchię, pozbawiony został struktur. Jego przetrwanie zapewnili nieliczni księża i oddani wierni. W Górowie Iławeckim też tak właśnie się stało. Pierwsze nabożeństwo greckokatolickie – w kościele rzymskokatolickim, odprawił tu (7 kwietnia 1957 r.)  ksiądz Jan Bułat, przed wysiedleniem administrator parafii w Bartnem na Łemkowszczyźnie. W tym czasie, gdy powoli odradzało się religijne życie grekokatolików pierwotna świątynia miasta ulegała systematycznej degradacji. W 1968 r. jej budynek przekazano na magazyn wikliniarski. Po przejęciu przybytku (9 grudnia 1981 r.) grekokatolicy zamierzali nadać mu nowe wezwanie: Podwyższenia Krzyża Świętego. Jako nowi gospodarze zadbali o budowlę również w sensie praktycznym. Parafianie przeprowadzili gruntowny remont, natomiast warszawski architekt Bohdan Boberski przedstawił podwójną koncepcję: zbicia tynku, co skutkowałoby odtworzeniem surowego, gotyckiego wyglądu wnętrza oraz umieszczenia w nim ikonostasu i malarstwa autorstwa Jerzego Nowosielskiego. Rzecz mogła się udać, ponieważ pomysły te czynnie wspierał ówczesny proboszcz – ks. Julian Gbur.  W efekcie ikonostas i naścienne polichromie, które wykonał w Górowie Iławeckim Jerzy Nowosielski, okazały się jego największymi realizacjami na północy Polski.

Pierwszy Dom Boży powstawał w XIV – wiecznym Landsbergu równolegle z budową miasta. Patronką przybytku została św. Agata. To właśnie w dniu oznaczonym jej imieniem komtur z Bałgi – Henryk de Muro nadał osadzie przywilej lokacyjny (5 lutego 1335 r.). Niemieccy osadnicy zaproszeni przez Zakon mogli od tej pory zajmować się rzemiosłem i handlem w miasteczku erygowanym według magdeburskich reguł. Mogli też czcić Boga w rzymskiej, katolickiej wierze. Okolice zachowały raczej pruski charakter i mimo że Natangowie przyjęli chrzest, to bardzo długo na tutejszych wsiach utrzymywały się pogańskie zwyczaje. Prusko – niemiecka kohabitacja stała się rzeczywistością, ponieważ w chwili, gdy zakładano Landsberg, mijała już szósta dekada od pojmania i egzekucji wodza Natangów. Opór Prusów zgasł po śmierci przywódcy największego z antykrzyżackich powstań – walecznego rycerza Herkusa Monte.

Ziarno wolności raz wysiane wydało nieoczekiwane owoce w zupełnie zmienionych okolicznościach. Gdy w XV w. misja chrystianizacyjna Zakonu uległa wyczerpaniu, a panowie z Malborka znaleźli się na kursie kolizyjnym ze swoimi poddanymi, doszło do buntu tych ostatnich. Landsberg również powiedział „nie” Zakonowi. Wojna stanów albo – jak się przyjęło ją nazywać w polskiej historiografii – wojna trzynastoletnia (1454 – 1466) spowodowała,  że zmieniło się polityczne położenie miasteczka. Po traktacie toruńskim Landsberg stał się pogranicznym ośrodkiem sąsiadującym z włączoną do Korony Polskiej Warmią. Nadgraniczny charakter miasta uległ jeszcze wzmocnieniu, gdy nieodległe biskupstwo warmińskie pozostało katolickim państewkiem, a Prusy Zakonne po konwersji Albrechta Hohenzollerna przekształciły się w pierwszy na świecie kraj protestancki (1525 r.).

Na temat Marcina Lutra Nowosielski miał jak najbardziej pochlebne zdanie. Wypowiadał je zresztą w momencie podjęcia pracy na rzecz  górowskiej cerkwi (wywiadu udzielił w październiku 1982 r., a pierwsze ikony do ikonostasu powstały w grudniu tegoż roku)[7]. Jestem pełen szacunku dla jego wiary, która pozwoliła mu na stworzenie tak przejmującej wizji wolności Majestatu Boskiego, wolności absolutnej, której nie ma prawa ograniczać ludzkie myślenie, ludzkie wartościowanie, żadem ludzki system etyczny, żadna ludzka refleksja etyczna. Luter oczywiście nie mógł znać tego wszystkiego, co w zakresie absolutnej wolności Majestatu Boskiego istniało w prawosławiu, w jego doświadczeniu mistycznym, tradycji ikonograficznej. (…) Luter wielki to Luter z okresu pisania na temat Listu do Rzymian, gdy był jeszcze mnichem augustiańskim. Gdy jednak został zmuszony działać pozytywnie, organizować Kościół, to przestał być Lutrem. Bo prawdziwy Luter, to jest Luter sytuacji granicznych, sytuacji eschatycznych, rewolucji duchowej. Rewolucja na dłuższą metę nie jest możliwa w życiu ludzkim. I wydaje mi się, że najmniej prawdziwego Lutra jest w Kościele luterskim[8].

Jerzy Nowosielski , Zejsćie jezusa do Otchłani
Jerzy Nowosielski, Zstąpienie Jezusa do Otchłani – cerkiew greckokatolicka w Górowie Iławeckim, fot. Jerzy Necio.

Nowosielski

 

Aktualna wystawa pt. „#Dziedzictwo” w krakowskim Muzeum Narodowym, a jest największym tego typu pokazem od czasów ekspozycji „Polaków portret własny” (1979/80 r.), wśród wielu zabytków i dzieł sztuki zawiera również „Świętą Paraskiewę” autorstwa Jerzego Nowosielskiego. Wystawiony w Krakowie zbiór nie jest oczywiście podsumowaniem historii kultury polskiej, a raczej jej interpretacją – próbą znalezienia odpowiedzi na pytanie o definicję polskości. Obecność  Nowosielskiego na takim wernisażu świadczyć może zarówno o tym, że trudno bez niego wyobrazić sobie polską sztukę XX wieku, ale jednocześnie pokazana ikona jego pędzla wskazuje na długą tradycję obecności sztuki bizantyjskiej nad Wisłą. Ze świętych obrazów wschodniej proweniencji dość przypomnieć Hodegetrię, znaną jako Matka Boska Częstochowska lub mozaikową Hagiosoritissę przechowywaną u klarysek w Krakowie, a z polichromii: sklepienie Kaplicy Świętokrzyskiej w katedrze królewskiej na Wawelu i ściany wraz z sufitem w Kaplicy Zamkowej w Lublinie.

Na dobrą sprawę Jerzy Nowosielski właściwie do końca swoich dni rozwijał jedną fascynację, na którą złożyły się chyba tylko dwa decydujące olśnienia. Pierwsze miało miejsce w wieku piętnastu lat, gdy dotknęły go wrażenia z oglądania dzieł Van Gogha i Utrilla i drugie – później, podczas wizyty w Ukraińskim Muzeum we Lwowie. Owszem, od dziecka byłem zżyty z ikoną, ale niewiele z niej rozumiałem.[9] Przełom, którego dokonały w jego wrażliwości lwowskie ikony, opisywał następująco: Wrażenie było tak silne, że tego spotkania z nimi nigdy nie zapomnę. Patrząc, odczuwałem po prostu ból fizyczny, kręciło mi się w głowie, brakowało tchu w piersiach, nogi odmawiały posłuszeństwa, nie byłem w stanie przejść z jednej sali do drugiej. Były to pierwsze arcydzieła sztuki, których oddziaływania doświadczyłem bezpośrednio, a nie za pośrednictwem reprodukcji czy fotografii[10].

Nowosielski na zawsze pozostał już z następującym przekonaniem: (…)sztuka malarska, jeżeli jest dobra, cała należy w swojej istocie do domeny „sacrum”. Tematycznie tylko może być świecka albo sakralna. Ale wewnętrznie, jeżeli chodzi o jej prawdziwy wyraz, o jej oddziaływanie, musi cała należeć do domeny „sacrum”[11]. Gdy górowski ikonostas był już gotowy, a miał przy nim odprawić liturgię papieski wysłannik, sekretarz Kongregacji Kościołów Wschodnich – arcybiskup Mirosław Marusyn (5 lipca 1984), krakowski artysta odpowiadał na pytanie o wyznanie wiary. Zadane ono mu zostało przez wybitnego dziennikarza i znawcę prawosławia – Zbigniewa Podgórca. Jedynym moim wyznaniem wiary jest to, że sztuka musi istnieć w obszarze „sacrum”, że poza obszarem „sacrum” sztuka przestaje być sztuką. Innego „credo” nie mam. Oczywiście mam pewne właściwości swego warsztatu, ale to nie jest „credo” artystyczne[12].

Cóż więc zamierzał pozostawić po sobie w Górowie Iławeckim? Zgodnie   z wymogami liturgicznymi kultu bizantyńskiego zaprojektowałem niską, jednokondygnacyjną przegrodę ołtarzową (templon, ikonostas), która we wnętrzu gotyckiej nawy nawiązuje do tradycji przegród ołtarzowych rozpowszechnionych w całej zachodniej Europie, w krajach skandynawskich i w Anglii. (…) Oczywiście w przypadku kościoła w Górowie Iławeckim przegroda ta wyposażona powinna być w ikony wchodzące w cykl ikonograficzny tradycyjnego ikonostasu wczesnych epok jego rozwoju. Przegroda zwieńczona została w moim projekcie krucyfiksem typu włoskiego ze scenami pasyjnymi[13]. Oprócz tego na wschodniej ścianie za ołtarzem namalował Mandylion, na ścianie zachodniej, nad chórem Orantkę, a na białym tle, na płaszczyznach pod oknami, umieścił polichromie  przedstawiające postacie świętych. Pozostawił też inskrypcję wotywną.

A przecież nie realizował się tylko we wnętrzach świątynnych. Był też abstrakcjonistą, w przeszłości malował kobiece akty, portrety, pejzaże miejskie… Dla jego drogi artystycznej trudno znaleźć jednoznaczne określenie.  Krystyna Czerni – biografka i znakomita znawczyni jego dorobku zauważyła: Jerzy Nowosielski, twórca doskonale „osobny” – zarówno w dziejach polskiego malarstwa, jak i myśli teologicznej – to osobowość nie mieszcząca się ani w żadnych przedziałach wyznaniowych, ani w szufladkach, wypełnianych z upodobaniem przez historyków sztuki. Jedni widzą w nim mędrca i „arystokratę ducha”, inni – szamana, maga, pustelnika. Nie wszyscy są skłonni przyznać mu miano „teologa”, woląc mniej ryzykowne określenie: „religijny myśliciel[14]”.

W 1983 r., a więc w czasie pracy dla świątyni w Górowie Iławeckim, twórca podzielił się ze światem pewnym marzeniem. Zawarł je w mini – eseju pt. „O abstrakcjach”: Ciemne wnętrze z wielką ilością ekranów. Na każdym z nich oszałamiające objawienie – epifania wolnej formy abstrakcyjnej. Świetlista mowa nieznana, ale i cudowna w swej świeżości rzeczywistość widzialna. Zmienna, ale i dająca się poznać, nie „ręką ludzką stworzona” i całkiem niezależna od ciężaru uwarunkowań cielesnych, kryształowa, ekstatyczna[15]. Można się zastanawiać, czy przedstawiona wizja nie spełniła się lub nie spełnia się ciągle w natangijskim przybytku?

[1] Zbigniew Podgórzec, Rozmowy z Jerzym Nowosielskim. Wokół ikony- Mój Chrystus – Mój Judasz, wstęp i opracowanie Krystyna Czerni, Kraków 2014, s. 307.

[2] Zob. Andreas Kossert, Prusy Wschodnie. Historia i mit, Warszawa 2009.

[3] Zbigniew Podgórzec, Rozmowy z Jerzym Nowosielskim, s. 41.

[4] Sławomir Zonenberg, Prahistoria Prus w „Preußische Chronik” Szymona Grunaua, Sensus Historiae, Vol. I (2010/11), s. 83.

[5] Łucja Okulicz – Kozaryn, Dzieje Prusów, Wrocław 1997, s. 272.

[6] Zbigniew Podgórzec, Rozmowy z Jerzym Nowosielskim, s. 313 – 315.

[7] Krystyna Czerni, Projekty i realizacje sakralne Jerzego Nowosielskiego dla Cerkwi Greckokatolickiej, [w:] Światło Wschodu w przestrzeni gotyku      (materiały pokonferencyjne), red. Katarzyna Pasławska-Iwanczewska, Górowo Iławeckie 2013, s. 83.

[8] Zbigniew Podgórzec, Rozmowy z Jerzym Nowosielskim , s. 180 -181.

[9] Tamże, s. 18.

[10] Tamże, s. 17.

[11] Tamże, s. 226.

[12] Tamże, s. 233.

[13] Jerzy Nowosielski, Projekt adaptacji wnętrza gotyckiego kościoła w Górowie Iławeckim do kultu katolicko – bizantyńskiego [w:] Krystyna Czerni, Projekty i realizacje sakralne Jerzego Nowosielskiego, s. 88 – 89.

[14] Krystyna Czerni, Pielgrzym [w:] Jerzy Nowosielski, Zagubiona bazylika. Refleksje o sztuce i wierze. Wstęp i redakcja Krystyna Czerni, Kraków 2013, s. 5-6.

[15] Jerzy Nowosielski, O abstrakcjach [w:]Jerzy Nowosielski, Zagubiona bazylika. Refleksje o sztuce i wierze. Wstęp i redakcja Krystyna Czerni, Kraków 2013, s. 62.